![]() |
||||
Ksiądz Tadeusz Isakowicz-Zaleski ZAGŁADA KOROŚCIATYNA Korościatyn był jedną z największych czysto polskich wsi w powiecie buczackim na Tarnopolszczyźnie. W okresie Rzecz-pospolitej szlacheckiej leżał na pograniczu województwa ruskiego i województwa podolskiego, w odległości 8 km od Monasterzysk i 12 km od Niżniowa, gdzie znajdowała się przeprawa przez malowniczo wijący się Dniestr. Okoliczne dobra należały najpierw do rodziny Monasterskich, herbu Pilawa, później Sienieńskich i Potockich, aż w końcu do rodziny Mołodeckich. Głównym źródłem utrzymania mieszkańców, obok pracy na roli, było zatrudnienie w licznych wapiennikach oraz w Fabryce Tytoniu, założonej w 1844 r. w Monasterzyskach, a będącej jedną z największych w kraju. Od XIX w. przez Korościatyn przebiegała linia kolejowa, prowadząca z Tarnopola do Stanisławowa, co spowodowało, że nad wspomnianą przeprawą wybudowano okazały most. W 1939 r. wieś liczyła prawie 920 mieszkańców, w tym tylko kilku narodowości ukraińskiej. Łącznie 206 rodzin polskich, 4 ukraińskie lub mieszane i jedna żydowska. Ludność polska mieszkała tutaj od wielu pokoleń. Korościatyn posiadał szkołę podstawową i stację kolejową. Do końca XIX wieku wieś należała do parafii rzymsko-katolickiej pw. Wniebowzięcia Matki Bożej w Monasterzyskach. Wraz z nią w jej skład wchodziły następujące wioski: Komarówka, Wyczółki, Huta Nowa, Huta Stara, Bertniki, Czechów, Dubienko, Izabella, Słobódka Dolna i Słobódka Górna[1]. Wioski te, jak i same Monasterzyska, zamieszkiwali Polacy, Żydzi i Ukraińcy. Ze znanych osób urodzonych w tej parafii należy wymienić m.in. ks. biskupa Stanisława Padewskiego[2], obecnego ordynariusza diecezji rzymsko-katolickiej w Charkowie na Ukrainie, prof. dr. hab. Gabriela Turowskiego, lekarza i przyjaciela Ojca Świętego Jana Pawła II, oraz dwóch językoznawców: prof. dr. hab. Michała Łesiowa[3] z UMCS w Lublinie, wybitnego badacza języka polskiego i ukraińskiego, i śp. doc. dr. hab. Jana Zaleskiego[4] z WSP (obecnie Akademia Pedagogiczna) w Krakowie, autora „Polszczyzny Kresów Południowo-Wschodnich”[5] i „Nazw miejscowych Tarnopolszczyzny”[6]. Stąd też pochodził literat i satyryk Horacy Serafin[7], autor znanego zbioru anegdot i dowcipów żydowskich pt. „Przy szabasowych świecach”. W 1905 r. w Korościatynie, a w 1924 r. w Hucie Nowej erygowano nowe parafie. Powstanie parafii korościatyńskiej było możliwe dzięki właścicielce ziemskiej Józefie Starzyńskiej, która ufundowała murowany kościół. Świątynia ta, budowana w latach 1863-1899, konsekrowana została w 1901 r. pod wezwaniem Narodzenia Najświętszej Marii Panny. Nowa parafia weszła w skład dekanatu Buczacz, należącego do archidiecezji lwowskiej obrządku łacińskiego. W 1936 r. parafia liczyła 1476 wiernych, z których 875 mieszkało w samym Korościatynie, 360 w Komarówce, 141 w Wyczółkach oraz 100 na Dębowicy, osadzie powstałej po I wojnie światowej i leżącej w granicach miasta Monasterzyska. Na terenie parafii, w osadzie Huta Szklana pod Komarówką, znajdowała się również kaplica pw. św. Jana Nepomucena[8]. O ile w samym Korościatynie i na Dębowicy mieszkali wyłącznie Polacy, o tyle w Komarówce i Wyczółkach przeważali Ukraińcy, tworzący 2-tysięczną społeczność, należącą do parafii greckokatolickiej w Monasterzyskach (diecezja stanisławowska)[9]. Na terenie parafii korościatyńskiej mieszkało zaledwie 8 Żydów, gdyż większość tej społeczności koncentrowała się w Monasterzyskach. Do II wojny światowej relacje pomiędzy mieszkańcami powiatu buczackiego, należącymi do różnych wyznań i narodowości, były dość poprawne. Wszystko jednak zniszczyła wojna. W sierpniu 1939 r. mężczyźni z Korościatyna zostali zmobilizowani do wojska. Walczyli oni głównie w składzie Podolskiej Brygady Kawalerii, 48 pułku piechoty ze Stanisławowa oraz Grupy Operacyjnej „Dniestr”, która jako jedna z nielicznych ewakuowała się na Węgry. Ciosem dla wszystkich było wkroczenie wojsk radzieckich oraz zdradziecka postawa niektórych Ukraińców, co Jan Zaleski w swojej „Kronice życia” tak opisuje: 17 września - Armia Czerwona zajmuje Buczacz. Już rano widziałem samoloty „gwiaździste” nad Monasterzyskami. 18 września - Czerwonoarmiejcy wkraczają po południu do Monasterzysk. Konne patrole rozbrajają niedobitków armii polskiej. Pod Monasterzyskami były też drobne potyczki zbrojne. Moskale rozbili polską kuchnię polową, byli zabici i ranni. Polski czołgista zastrzelił się w czołgu, którym wpierw zatarasował szosę i zaryglował się od wewnątrz. Ukraińcy witają swoich „wyzwolicieli” kwiatami. W przeddzień wkroczenia Czerwonej Armii Ukraińcy wymordowali polską ludność na kolonii Kołodne pod Wyczółkami. W Baranowie czerwonoarmiejcy zastrzelili ziemianina, który rzekomo bił w sadzie chłopów zrywających owoce, jak donieśli „poszkodowani.[10] Następnie pod datą 8 lutego 1940 r. wspomina: Pierwsze wielkie zsyłki Polaków na Sybir. Wysiedlono przede wszystkim kolonistów i osiedleńców, a także sporo polskiej inteligencji.[11] Spośród mieszkańców Korościatyna do Kazachstanu zesłano wraz z żoną i czwórką dzieci Józefa Zaleskiego, tylko dlatego, że był sołtysem wioski. Zmarł on na wygnaniu 14 września 1941 r. Następne zbrodnie nastąpiły w czerwcu 1941 r., tuż po ataku Niemiec na ZSRR. W Czechowie, należącym do parafii w Monasterzyskach, miejscowi Ukraińcy, którzy stanowili większość, wymordowali swoich polskich sąsiadów. Wszystkich pomordowanych pochowano we wspólnej mogile, do której wrzucono i żywcem pogrzebano także ciężko rannych. Zginęło 17 osób: 11 Polaków (w tym 6-cioro małych dzieci) i 6 Ukraińców przeciwnych mordowaniu Polaków. Po dokonaniu mordu ukraińska ludność, uzbrojona w siekiery, widły, kosy i noże, próbowała dokonać rzezi pobliskiej Słobódki Dolnej (4 km od Monasterzysk), zamieszkałej wyłącznie przez Polaków. Kolumna napastników została jednak ostrzelana i rozproszona przez wycofujący się oddział wojsk radzieckich. Równocześnie w okolicach Korościatyna toczyły się walki niemiecko-radzieckie, o których autor „Kroniki życia” pisze: 4 lipca - Niemcy zajmują Monasterzyska, przez Dębowicę przejeżdżają tylko niemieckie patrole konne. Rosjanie spalili Fabrykę Tytoniową w Monasterzyskach (...) Po południu rozpoczęły się krótkotrwałe walki Niemców z okrążoną grupą wojsk radzieckich pod Monasterzyskami. Niemcy ostrzeliwują ogniem z dział i karabinów maszynowych tabory rosyjskie rozlokowane w Pod-wyczółkach przy Fabryce Wapna. Przez całe popołudnie i noc całą trwa strzelanina. Rodzice polecili mi przynieść ze sklepu jajka ze skupu, matka ugotowała na twardo pełny garnek i już mieliśmy zamiar z tym zapasem żywności uciekać w korościatyńskie lasy, w Buczynę. Rano walki ustały. Rosjanie wymknęli się z okrążenia i pieszo, ciągnąc karabiny maszynowe, przeszli przez Goudę i Mokre na wschód; prawdopodobnie przedostali się do swoich. Porzucili tabory, a po drodze jeszcze musieli pozbyć się cięższych rzeczy. Np. ojciec znalazł w lesie, którędy przeszli, worek suszonego chleba i grochówki w kostkach. Bardzo nam się to przydało w nadchodzącym roku głodowym (...). Ukraińcy strzelali często do wycofujących się Rosjan, podobnie jak do Polaków w 1939. Niemców witali jak wyzwolicieli. Po ustanowieniu władzy okupacyjnej miejscowi Ukraińcy zaczęli zaciągać się do SS „Galizien” i policji, co wspomniany autor relacjonuje: Po wkroczeniu Niemców ujawnił się nasz jedyny Ukrainiec na Dębowicy, Milko Ostapiuk, jako „wijśkowy[12]”. To ukraińskie, pożal się Boże, „wijśko” (tj. wojsko, a właściwie pospolita policja na usługach Niemców) przeprowadzała kilkakrotnie rewizje, rekwirując wszelkie przedmioty wojskowe (...) Miejscowi „mołojcy” zaciągają się do dywizji SS „Galizien”. Byłem świadkiem w korytarzu Arbeitsamtu, kiedy mnie tam wezwano, jak wezwani razem ze mną Ukraińcy zastanawiali się, czy wyjeżdżać na roboty, czy iść do SS. Mając do wyboru, wybierali zazwyczaj SS.[13] Szczególnie owa policja ukraińska, jak i podziemne struktury banderowców, dawały się we znaki. Przed planowanymi rzeziami całych wiosek dokonywały one szeregu mordów pojedynczych, wymierzonych w inteligencję, ziemian, księży oraz członków tworzącej się polskiej konspiracji. Chodziło o to, aby sparaliżować samoobronę. I tak, na Dębowicy ukraińscy policjanci zastrzelili Tomasza Marynowicza. Z kolei w Wigilię Bożego Narodzenia 1943 r. zabili oni przed kościołem w Korościatynie Mariana Hutnika „Kubłyka”. Natomiast w samo Boże Narodzenie w Monasterzyskach z rąk banderowców zginęli akowcy, Mieczysław Dudzik i Jan Mitka, nauczyciel Marian Filipecki (organizator podziemnego nauczania), lekarz Domański i student Ćwiąkała. Wcześniej natomiast zabili oni łączniczkę AK Józefę Kozik ps. „Kalina” .[14] O dalszych mordach wspomina Jan Zaleski: W drugi dzień świąt ci sami żandarmi wpadli na Beczowę i zastrzelili 4 osoby, rzekomych partyzantów: Niedźwieckiego[15], Szczepiela (brata naszego sąsiada), Dolka i kogoś jeszcze. Spośród tych osób tylko Niedźwiecki był partyzantem. Drugi partyzant, Janek Butrowski, syn kowala z Podwyczółek, zdążył uciec. Było to najsmutniejsze Boże Narodzenie na Dębowicy.[16] W 1943 r. naziści niemieccy, przy wydatnej pomocy policji ukraińskiej, dokonali także zagłady tamtejszej społeczności żydowskiej, która wymordowana została bądź w Monasterzyskach i Buczaczu, bądź w obozach zagłady. W jednej z relacji czytamy: Pani Barylewicz opowiada nam również o bestialskiej likwidacji getta w Buczaczu. Zastrzelona matka wpada do wykopanego dołu wraz z żywym dzieckiem trzymanym na ręku. Hitlerowcy zasypują je i grzebią żywcem.[17] Nawiasem mówiąc, z owego miasta pochodzi ocalały z tej zagłady Szymon Wiesenthal[18], z zawodu architekt, a z poczucia obowiązku tropiciel hitlerowskich zbrodniarzy. W tym samym roku zaczęły dochodzić na Tarnopolszczyznę przerażające wieści o ludobójstwie Polaków na Wołyniu, które przynosili uciekinierzy szukający schronienia. Dlatego też 29 grudnia 1943 r. proboszcz z Korościatyna, ks. Mieczysław Krzemiński[19], tak pisał do kurii biskupiej we Lwowie: Więcej płaczu, aniżeli wesela. Ciemności duchowe okryły serca ludzkie, do tego dołącza się zanik prawie zupełny uczuć ludzkich. Opanowała ludzi dzikość i żądza krwi i śmierci. [20] Z kolei Jan Zaleski zapisał: W ciągu zimy nasilają się w okolicy akcje banderowców. Co pewien czas czerwone łuny na nocnym niebie dawały znać, że „rezuny” nie śpią wykorzeniając lackie plemię. Na Dębowicy organizujemy warty czuwające całą noc. Kwatera wartowników mieści się początkowo u Józefa Sawy, potem u Józka Turkoniaka. Ja też brałem udział w tych wartach, chociaż było mi już wtedy coraz trudniej chodzić. Czuwałem jednak przez dwie godziny, zazwyczaj siedząc przemarznięty do szpiku kości na przydrożnym słupie. Warty rozprowadzał podchorąży WP Stanisław Różański. Pewnej nocy siedząc na warcie z Józefem Łużnym, usłyszeliśmy chrzęst śniegu na drodze od Monasterzysk i Beczowy. Szła duża grupa. Pan Różański z wycelowanym karabinem i okrzykiem „stój, bo strzelam” zatrzymał sunącą grupę. Okazało się, że to byli uciekający mieszkańcy Beczowy i Mokrego.[21] Największy jednak dramat rozegrał się dwa miesiące później. Najpierw 19 lutego 1944 r. w Monasterzyskach został uprowadzony i zamordowany przez UPA por. Stanisław Ignatowicz, komendant obwodu AK Buczacz[22]. Następnie dokonana została rzeź Korościatyna. Autor „Kroniki życia” relacjonuje: W nocy z 28 na 29 lutego 1944 r. banderowcy rozpoczęli rzeź mieszkańców Korościatyna. Rozpoczęli „żniwo” równocześnie z trzech stron, trzech wylotowych dróg, od Wyczółek, od Zadarowa (ukraińskiej wsi) i od Komarówki. Działały trzy wyspecjalizowane grupy: pierwsza „pracowała” toporami, druga rabowała, trzecia, złożona głównie z kobiet i wyrostków, paliła systematycznie domostwo po domostwie. Rzeź trwała niemal przez całą noc. Słyszeliśmy przerażające jęki, ryk palącego się żywcem bydła, strzelaninę. Wydawało się, że sam Antychryst rozpoczął swą działalność! [23] Rzezi w Korościatynie dokonał oddział UPA, wspierany przez miejscową ludność ukraińską (głównie ze wspomnianego Zadarowa), uzbrojoną w siekiery, kosy i noże; łącznie 600 osób. Posłużono się podstępem, co Aniela Muraszka, późniejsza siostra zakonna, tak relacjonuje: Banderowcy zaatakowali o godz. 18-tej, a więc wtedy, gdy warty dopiero rozchodziły się na posterunki. Zdradziła to pewna Ukrainka ożeniona w Korościatynie. Zdradziła także hasło, którym posługiwali się wartownicy. Napastnicy wjechali do wioski saniami, wołając po polsku, że są partyzantami i żeby chłopcy z wioski zgromadzili się wokół nich. Chcieli ich bowiem w jak największej ilości wymordować. Po chwili zaatakowali i rozpoczęła się rzeź.[24] Wykorzystując element zaskoczenia, opanowano najpierw stację kolejową, gdzie przecięto druty telegraficzne oraz wymordowano obsługę i ludzi oczekujących na pociąg. Aniela Muraszka wspomina: Mordowano zagrodę po zagrodzie. Wszystko było połączone z rabunkiem. Przede wszystkim odwiązywano z postronków krowy i konie, a następnie uprowadzano je. Ukrainki wpadały do domów i przeskakując poprzez trupy kradły co się tylko dało, nawet obrusy, talerze i garnki. Za banderowcami jechały puste sanie, na które wrzucono łupy. Zdejmowano też kożuchy i buty zabitym. Później podkładano ogień. W grupie podpalaczy byli nawet dwunasto, czternastoletni chłopcy.[25] Napadem kierował greckokatolicki pop Pałabicki wraz ze swoją córką. Samoobrona, początkowo zaskoczona, stawiła jednak rozpaczliwy opór, który uratował większość mieszkańców. W czasie ataku na plebanię zginął jeden z ukraińskich dowódców, syn popa z Zadarowa. Rzeź ustała dopiero nad ranem, gdy z odsieczą przyszedł polski oddział partyzancki, stacjonujący w odległycho 12 km Puźnikach. W czasie nocnej rzezi zamordowano około 156 osób, w tym kilkanaście osób z innych wiosek, czekających na stacji na pociąg. Ustalono tożsamość tylko 117 osób. W grupie ofiar było kilkanaście małych dzieci, od 4 do 12 lat, a także miesięczne niemowlę, Stanisława Łużna, córka Michała, spalona żywcem. Najczęstszą formą zabójstwa było, jak podają relacje, zastrzelenie lub zarąbanie siekierą, a w wypadku dzieci uduszenie. Spalona została praktycznie cała wieś, ocalała jedynie plebania i kościół.[26] Jan Zaleski wspomina: Rano rodzice udali się na zgliszcza Korościatyna i opowiadali potem rzeczy, od których włosy się jeżyły. Np. bandyci wpadli do mieszkania Nowickich w dawnej karczmie. P. Nowicki, przedwojenny sprzedawca w sklepie Kółek Rolniczych, zdążył w ostatniej chwili wymknąć się za dom. Żonę pochyloną nad łóżeczkiem kilkumiesięcznego dziecka banderowiec ściął toporem, rozpłatał też toporem głowę kilkuletniej córki Basi. Tenże Nowicki dostał po tym wszystkim pomieszania zmysłów i chodził z ocalałym niemowlęciem na ręku, ciągle mówiąc coś o ukochanej Basi. Sąsiedzi dożywiali go wraz z dzieckiem.[27] Natomiast prof. Gabriel Turowski, będący wówczas 10-letnim ministrantem, nazajutrz przyjechał na nartach wraz z księdzem z Monasterzysk, aby pochować zmarłych. Tak to wspomina: Z kolei Danuta Konieczna, mieszkająca w sąsiedztwie wioski, relacjonuje: Miałam już prawie dziesięć lat, kiedy banderowcy napadli na polską wioskę Korościatyn. (...) Rano ludzie saniami zaprzężonymi w konie podążali do Korościatyna. Ja też tam byłam. Pamiętam, jakby to było wczoraj. To, co tam zobaczyłam, było makabryczne. W zdewastowanych, spalonych domach, na podwórkach, w ogrodach, na stacji kolejowej - wszędzie leżeli zamordowani ludzie. Tego nie można opisać. Tego nie mogę zapomnieć. Widziałam ludzi pozabijanych siekierami i nożami. Mieli odrąbane ręce, nogi, rozłupane głowy, obcięte uszy i powyrywane języki, wydłubane oczy, rozprute brzuchy i rozwleczone jelita. Kobiety miały obcięte piersi. Nie oszczędzali nawet niemowląt. Widziałam maluśkie dziecko z roztrzaskaną o ścianę głową. Pamiętam, jak stara kobieta stała nad zmasakrowanym ciałem swojej córki, mówiła do niej, żeby wstała i włożyła płaszcz, który jej przyniosła, bo jest zimno i pora iść do domu.[29] 1 marca przyjechali Niemcy, którzy sfilmowali spaloną wieś i porobili zdjęcia pomordowanym. Tych ostatnich pocho-wano dzień później na korościatyńskim cmentarzu, w większości we wspólnej mogile. Mszę św. żałobną odprawił ks. Mieczysław Krzemiński. Wszyscy ocaleni Polacy przenieśli się do Monasterzysk. Warto zaznaczyć, że napad na Korościatyn odbył się w tym samym dniu, w którym Ukraińcy z dywizji SS „Galizien” spalili żywcem przeszło tysiąc Polaków w Hucie Pieniackiej, leżącej w innej części Tarnopolszczyzny. W powiecie buczackim zagładzie ulegli także Polacy z innych wiosek. Dla przykładu, już 4 1944 r. banderowcy zamordowali w sąsiedniej Hucie Starej 12 osób, a tydzień później w Bobulińcach k. Podhajec 39 osób, w tym ks. proboszcza Józefa Suszczyńskiego. Najtragiczniejsze jednak mordy były już po ponownym wkroczeniu Armii Czerwonej, a luty 1945 r. był najkrwawszym miesiącem. 2 lutego w Ujściu Zielonym oddziały UPA zamordowały 133 osoby,4 lutego w Baryszu 135 osób, 7 lutego w Zalesiu spalono żywcem 50 osób, 12 lutego w Puźnikach 110 osób, 25 lutego w Zaleszczykach Małych 39 osób[30]. Mordy trwały także po zakończeniu wojny. Lista ich jest o wiele dłuższa, ale szczupłość miejsca nie pozwala na wymienienie wszystkich. Wszystko to działo się przy bezradności, a czasem i akceptacji, władz sowieckich, W tym miejscu trzeba podkreślić, że powyżej opisane rzezie przeczą tezie jakoby UPA zakazała ich z dniem 1 września 1944 r. Teza taka, lansowana przez „wybielaczy” banderowców ma świadomie zawęzić okres ludobójstwa wyłącznie do lat 1943-1944.[31] Po wkroczeniu Rosjan mężczyźni z Korościatyna zostali powołani do służby wojskowej, tak w II Armii Wojska Polskiego, jak i w Armii Czerwonej. Do tej ostatniej, w wyniku swoistego rodzaju łapanki na mężczyzn w Monasterzyskach wcielony został dziadek autora, Jan Zaleski senior, który później zginął w czasie szturmu Wiednia. Z kolei niektórzy Polacy znaleźli się w formacji zwanej po rosyjsku „Istriebitielnyje bataljony”[32], a organizowanej przez NKWD. Wstępowano tam za zgodą dowództwa AK, licząc, że oddziały będą ochroną przed kolejnymi atakami zbrodniarzy z UPA. W jesieni 1945 r. mieszkańcy Korościatyna wywiezieni zostali na Ziemie Zachodnie, głównie w okolice Lwówka Śląskiego, Strzelina i Legnicy. W odbudowanym Korościatynie osiedlono z kolei Łemków, w tym wielu z okolic Krynicy. Oni też na pamiątkę swojej rodzinnej miejscowości zmienili nazwę wioski, nazywając ją właśnie Krynicą. Inna sprawa, że zmienianie nazw miejscowości jest celową polityką, mającą na celu zacieranie polskich śladów. Łemkami zasiedlono także, prawie w 70 procent, opuszczone Monasterzyska. Nie ocalała natomiast osada Dębowica[33], która została wyburzona i zaorana. Wykarczowano tam też większość sadów owocowych, pozostałych po Polakach. Nie naprawiono także wysadzonego w czasie wojny tunelu kolejowego w Buczaczu, co spowodowało, że linia kolejowa przechodząca przez Korościatyn została rozebrana. Nie ma też śladu po stacji kolejowej w Monasterzyskach. Po wojnie kościół w Korościatynie został zamknięty i zamieniony na magazyn. Po 1990 r. nowi mieszkańcy wioski odremontowali go i przekształcili w cerkiew greckokatolicką. Z kolei Polakom, których w tym okolicach zostało bardzo niewielu, nie udało się odzyskać swojego kościoła w Monasterzyskach, który po wyremontowaniu został przekształcony w cerkiew prawosławną. Nie odbudowano też spalonego kościoła w Hucie Starej. Natomiast łaskami słynący obraz Matki Bożej Bolesnej z Monasterzysk, wywieziony przez ostatniego proboszcza, ks. Antoniego Jońca, znajduje się obecnie w parafii Bogdanowice k. Głubczyc w diecezji opolskiej, gdzie dzięki staraniom ks. Adama Szubki, też rodem z Tarnopolszczyzny, cieszy się nadal wielkim kultem. Tutaj w niedzielę w okolicach święta Matki Bożej Bolesnej (przypadającego 15 września) odbywa się doroczna pielgrzymka byłych mieszkańców Monasterzysk i okolic oraz ich potomków. Dziś jedynym niemym świadkiem tragedii w Korościatynie jest drewniany, pozbawiony jakichkolwiek napisów, krzyż na tamtejszym cmentarzu. Władze polskie nie zatroszczyły się bowiem do tej pory o ustawienie najmniejszego nawet postumentu. Świadkami są także: tablica pamiątkowa na frontonie kaplicy Matki Bożej w Fundacji im. św. Brata Alberta w Radwanowicach k. Krakowa[34] oraz tablica pamiątkowa kościele w Lwówku Śląskim i obelisk na tamtejszym cmentarzu. Na obu tablicach jest jednakowa treść, a jako motto użyte są słowa z pamiętnika Jana Zaleskiego. „NIM WSTAŁ ŚWIT, ONI JUŻ BYLI U BOGA”PAMIĘCI
MIESZKAŃCÓW KOROŚCIATYNA K. MONASTERZYSK POMORDOWANYCH OKRUTNIE W NOCY Z 28 NA 29 LUTEGO 1944 R. ORAZ OFIAR LUDOBÓJSTWA DOKONANEGO NA KRESACH WSCHODNICH PRZEZ OUN-UPA RODZINY OFIAR Inicjatorką wmurowania pierwszej tablicy jest nieżyjąca już dziś siostra zakonna Agata Aniela Muraszka ze zgromadzenia sióstr adoratorek, rodem z Korościatyna. Tablicę tę 7 września 2003 r., w czasie zjazdu byłych mieszkańców owej kresowej wioski, poświęcił ks. prałat Antoni Sołtysik z parafii św. Mikołaja w Krakowie, a kazanie w czasie Mszy św., odprawianej za pomordowanych wygłosił o. Adam Studziński, dominikanin rodem spod Żółkwi. Odsłonięcia dokonała Helena Zaleska, zamieszkała obecnie pod Strzelinem, która w czasie rzezi wioski straciła matkę i sama też została ranna. Z kolei inicjatorem ufundowania drugiej tablicy i obelisku jest Józef Suchecki, także rodem z Korościatyna. Tablicę tę w 60 rocznicę zagłady wioski poświęcił autor publikacji.[35] Nazwa Korościatyna wspomniana jest także na tablicy pamiątkowej, umieszczonej w 1998 r. w kościele garnizonowym pw. św. Elżbiety we Wrocławiu. Tablica ta poświęcona jest komendantowi Obwodu AK Buczacz, por. Stanisławowi Ignatowiczowi i jego żołnierzom oraz 1609 Polakom pomordowanym przez UPA w dawnym powiecie buczackim. Fundatorami są Światowy Związek Żołnierzy Armii Krajowej III Obszaru Lwowskiego oraz ocalali mieszkańcy Buczacza i okolic, rozsypani po całym kraju i poza jego granicami.[36]. „Żywymi pomnikami’ są z kolei liczne publikacje z zakresu historii i kultury Tarnopolszczyzny, w tym godny polecenia album pt. „Miasto kresowe - Monasterzyska wczoraj i dziś”, pióra Zbigniewa Żyromskiego[37], oraz wspomniane prace Jana Zaleskiego, po którego śmierci jego dzieło kontynuował śp. prof. dr hab. Edward Klisiewicz, także z WSP w Krakowie (obecnie Akademia Pedagogiczna im. Komisji Edukacji Narodowej). Ten ostatni jest z kolei autorem doskonałej pracy pt. „Nazwy miejscowe Tarnopolszczyzny. Motywacja - geneza - struktura”, która po uzyskaniu pozytywnej recenzji wspomnianego prof. Michała Łesiowa stała się podstawą jego habilitacji[38]. Takimi „żywymi pomnikami” są także różnego rodzaju zjazdy i spotkania Kresowian, na których zawsze pamięta się o męczennikach z Kresów Wschodnich. W roku 2008 pamięć o pomordowanych z Korościatyna przypominana była w czasie V Dnia Kresowego, zorganizowanego 7 czerwca w Kędzierzynie -Koźlu przez Witolda Listowskiego i tamtejsze Gimnazjum im. Orląt Lwowskich. Za pomordowanych modlono się także 4 lipca na Jasnej Górze w czasie XIV Pielgrzymki Kresowian, zorganizowanej przez Światowy Związek Kresowian, a także 10 lipca w katedrze polowej w Warszawie, 11 lipca na Skwerze Wołyńskim w Warszawie oraz 13 lipca w kościele ojców Franciszkanów w Legnicy, w czasie spotkania kresowego, zorganizowanego przez PSL i dr. Tadeusza Samborskiego. Pomordowanych wspominano także w czasie konferencji naukowej, zorganizowanej 10 lipca w Galerii Porczyńskich w Warszawie przez Instytut Pamięci Narodowej i Światowy Związek Żołnierzy Armii Krajowej. [1] Schematismus Archidioecesis Leopoliensis ritus latini, Lwów 1939, s. 46. [2] Ks. bp Stanisław Padewski - ur. w 1932 r. w Hucie Nowej k. Monasterzysk; wstąpił do zakonu kapucynów, wyśw. w 1957 r. Przez wiele lat pracował jako proboszcz na Podolu. W 1995 r. mianowany biskupem pomocniczym w Kamieńcu Podolskim, a trzy lata później - biskupem pomocniczym we Lwowie. W 2002 r. mianowany pierwszym biskupem nowo powstałej diecezji charkowsko-zaporoskiej na wschodniej Ukrainie. [3] Michał Łesiów - ur. w 1932 r. w Hucie Starej k. Monasterzysk, profesor zwyczajny, wykładowca języka cerkiewno-słowiańskiego w greckokatolickim seminarium duchownym w Lublinie, autor wielu publikacji naukowych. Odznaczony przez Jana Pawła II Medalem „Pro Ecclesia et Pontifice”. [4] Jan Zaleski - ur. w 1926 r. w Monasterzyskach, językoznawca, numizmatyk i bibliofil. Zm. w 1981 r. w Krakowie. [5] Jan Zaleski, Polszczyzna Kresów Południowo-Wschodnich, Język Aleksandra Fredry i inne studia, Kraków 1998. [6] Jan Zaleski, Nazwy miejscowe Tarnopolszczyzny w: „Prace onomastyczne” t. 31, Ossolineum Wrocław-Kraków 1987. [7] Horacy Serafin - po wojnie mieszkał w Łodzi, pisując do „Szpilek” i innych gazet. Zm. w 1980 r. [8] Schematismus Archidioecesis Leopoliensis ritus latini, Lwów 1939, s. 46. [9] Szematyzm wseho hreko-katołyćkoji eparchiji stanysławiwśkoji, Stanisławów 1938, s. 37. [10] Jan Zaleski, Kronika życia, Kraków 1999, s. 19. [11] Tamże, s. 21. [12] Po polsku - wojskowy. [13] Jan Zaleski, Kronika ..., dz. cyt., s. 28. [14] Szczepan Siekierka, Henryk Komański, Ludobójstwo dokonane przez nacjonalistów ukraińskich na Polakach w województwie tarnopolskim 1939‑1946, s. 160 [15] Edward Niedźwiecki - organizator polskiej samoobrony. [16] Jan Zaleski, Kronika ..., dz. cyt., s. 28. [17] Tamże, s. 27. [18] Szymon Wiesenthal - ur. w 1908 r. w Buczaczu, absolwent tamtejszego gimnazjum i Politechniki Lwowskiej. Po wojnie był współzałożycielem Jewish Documentation Center, organizacji zajmującej się gromadzeniem dokumentacji dotyczącej Holokaustu. Przyczynił się między innymi do wytropienia, schwy-tania i skazania głównego organizatora „rozwiązania kwestii żydowskiej”, Adolfa Eichmanna, osądzonego i skazanego w Izraelu, oraz około 1200 innych zbrod-niarzy. Zmarł w 2005 r. w Wiedniu. [19] Ks. Mieczysław Krzemiński - ur. w 1910 r., wyśw. w 1936 r. we Lwowie; był ostatnim proboszczem Korościatyna, po II wojnie światowej pracował w archidiecezji wrocławskiej. Zm. w 1991 r. we Wrocławiu. [20] Ks. bp Wincenty Urban, Droga krzyżowa archidiecezji lwowskiej w latach II wojny światowej, Wrocław 1983, s. 54. [21] Jan Zaleski, Kronika ..., dz. cyt., s. 28. [22] Szczepan Siekierka, Henryk Komański, Ludobójstwo..., dz. cyt., s. 160. [23] Jan Zaleski, Kronika ..., dz. cyt., s. 29. [24] Aniela Muraszka, Trzykrotnie ocalona, maszynopis (w zbiorach autora). [25] Aniela Muraszka, Trzykrotnie ocalona, maszynopis (w zbiorach autora). [26] Szczepan Siekierka, Henryk Komański, Ludobójstwo..., dz. cyt., s. 154–157. [27] Jan Zaleski, Kronika ..., dz. cyt., s. 29. [28] Teresa Bętkowska, Anioł Stróż mnie pilnował, w: „Alma Mater”, 1989, s. 59. [29] Łuny nad Wołyniem w: „Przegląd”, Nr 25/2003 z 16 czerwca 2003. [30] Ks. bp Wincenty Urban, Droga..., dz. cyt., s. 52–55. [31] Vide: skandaliczna uchwała polskiego Sejmu RP z 2003 r., opisana w felietonie Marszałek, ambasador i ordery, zawartym w niniejszej publikacji, s. 71 [32] Po polsku: bataliony niszczycielskie. [33] Jan Zaleski, Kronika ..., dz. cyt., s. 9–10. [34] Szczepan Siekierka, Henryk Komański Pomniki, tablice pamięci i mogiły na terenie Polski ku czci ofiar ludobójstwa dokonanego na Polakach przez OUN i tzw. UPA, Wrocław 2007, s. 138. [35] Szczepan Siekierka, Henryk Komański, Pomniki..., dz. cyt., s. 29. [36] Tamże, s. 54. [37] Zbigniew Żyromski - ur. w 1930 w Monasterzyskach. Szkołę średnią ukończył w Krakowie w roku 1950. W roku 1976 uzyskuje tytuł inżyniera ekonomiki i organizacji budownictwa na Akademii Ekonomicznej we Wrocławiu. W roku 1953 rozpoczyna pracę w biurze projektów. W roku 1994 przechodzi na emeryturę. Członek Towarzystwa Miłośników Lwowa i Kresów Południowo-Wschodnich Oddział Buczacz - wydawcy albumu. [38] Obu badaczom krakowskim Kresów poświęcony w całości jest 51 tom Annales Academiae Paedegogicae Cracoviensis, wydany 2008 r. przez Wydawnictwo Naukowe Akademii Pedagogicznej w Krakowie, zawierający 36 prac nauko-wych autorstwa ich przyjaciół i współpracowników. |
|
|||
![]() |